Zwiększona wyporność suchej muchy

Walter Lategahn łowi trocie i inne drapieżniki na tonący sznur muchowy i na suchą muchę własnego pomysłu.
Pomysł ten wpadł mi do głowy pewnego wieczoru nad rzeką Ruhr. Znałem tu kilka ładnych miejsc, gdzie stały dorodne pstrągi potokowe. Miejsca te były jednak zbyt głębokie, aby można było łowić normalnym sprzętem.
Łowiłem na mokrą muchę i łatwo tonący sznur, dzięki czemu szybko docierałem do dna, ale zdobyczą stawały się tylko pasemka glonów.
Dno pokryte było w całości 5 cm warstwą tego zielonego dywanu. Po przerzuceniu się na suchą muchę następowały wprawdzie brania, ale duże osobniki nadal pozostawały w głębokiej wodzie.
Tego wieczoru wpadłem na pomysł, nad którego realizacją długo musiałem popracować, zanim przystąpiłem do następnego połowu. Rozumowałem, że cała tajemnica musi tkwić w wyporności muchy. Zwiększając ją stawało się możliwe poprowadzenie tej „nowej” przynęty nad glonami i jednocześnie pozwalało to penetrować obiecujące miejsca. To „coś” musiało się oczywiście nadawać do połowu muchówką. Łowiąc przed paroma laty w Kanadzie nabrałem dużego doświadczenia w łowieniu steelheadów (stałogłowych). Suche muchy oraz strimery wykonane z sierści zwierzyny płowej (sarny, jelenie, reny, łosie) charakteryzowały się zawsze dużą wypornością. Traciły jednak tę właściwość po braniu ryby i stawały się mało wyporne.
Siedząc przy kieliszku wina spojrzałem nagle na korek od butelki i idealny materiał znalazł się sam. Korek ma dużą wyporność, jest lekki i łatwo poddaje się obróbce. Aby dokonać jak najlepszego wyboru, przeprowadzałem również próby ze styropianem i sztuczną pianką, które jednak szybko wykazały swe słabe strony. Rozpadały się bowiem po dwóch lub trzech braniach. Nieodwracalne byty też uszkodzenia po nieudanych braniach, ponadto lakier nie trzymał się na nich zbyt długo. Po tych licznych eksperymentach wszystko zdawało się przemawiać za naturalnym materiałem. Aby nadać moim „korkowym muchom” (nazywam je tak od lat) odpowiedniej efektywności podczas łowienia salmonidów używam je głównie przy zachmurzonym niebie, podczas deszczu lub w godzinach wieczornych. Szybkie osiągnięcie przez muchę dużej głębokości jest gwarancją udanego połowu. W tym celu używam szybko tonącego sznura, najchętniej obciążonego ołowiem. W zależności od głębokości wody używam nieraz tylko sznura z tonącą końcówką. Długość przyponu uzależniona jest od głębokości i siły nurtu. Przynęta powinna być podana na wysokości oczu ryby, możliwie błyskawicznie zjawiając się w jej polu widzenia i w ten sposób prowokować brania odruchowe. Przy głębokości wody ok. 1,5 m podaję przynętę 30 cm pod powierzchnią. Jeżeli w rzece są trocie, podaję muchę do 50 cm pod powierzchnią wody. Muchę zarzucam po skosie, zgodnie z kierunkiem prądu wody. Łowiąc w mniejszych rzekach (np. duńska Auen) rzucam pod przeciwległy brzeg, lekko pod prąd, i pozostawiam ok. 1-2 m luźnego sznura, aby przyspieszyć jego tonięcie. Gdy sznur osiągnie już dno, wybieram luz składając go sobie wolną ręką i lekko zacinam. Dzięki temu następuje wzburzenie piasku i osadu dennego, tworzą się malutkie „obłoczki”, przed którymi ukazuje się nasz „korek”, jakby szukający pożywienia. Dla drapieżników jest to wystarczający bodziec do ataku.

Dobrym, chociaż nieco zbyt kruchym, materiałem do zrobienia „mojej” muchy jest również balsa. Z długich ścinek balsy robię „moje” pływające kiełże, które przy użyciu korka zbyt szybko ulegały zniszczeniu. Korkowe muchy wzmacniam też czasem kawałeczkiem balsy, co zapobiega szybkiemu zniszczeniu przynęty. Ukoronowaniem moich osiągnięć było schwytanie w 1991 roku w Danii troci o masie 12,4 kg.

Jak powstają moje korkowe przynęty?

1. Na początek formuję korpus z korka od butelki w kształcie cygara. Miejsce umocowania uszka haczyka w korpusie „nimfy” zaznaczam nacięciem piłką włosową. Wielkość szczelinki powinna dokładnie odpowiadać rozmiarowi haczyka.

2. Przynętę moją buduję jako tandem, aby wykorzystać brania ryb goniących za nią. W tym celu dowiązuję luźny haczyk na kawałku żyłki grubości 0,4 mm (zdjęcie).

3. Następnie końcówkę żyłki wiążę do uszka przedniego haczyka i przypalam ostrożnie płomieniem zapalniczki, aż żyłka zaczyna się topić tworząc zgrubienia. Połączenie takie zabezpieczam lakierem lub klejem. Całość będzie trzymać się bardzo dobrze.
Łączymy teraz górny haczyk z uprzednio przygotowanym korkowym korpusem za pomocą kleju błyskawicznego. Po wyschnięciu kleju obwiązujemy korek i umocowany w nim haczyk nitką jedwabną, następnie malujemy na ulubiony kolor.

Nasza fantazja ma tu duże pole do popisu. Kolory ciemnobrązowe do czarnego są chętnie atakowane przez pstrągi potokowe. Trociom przypadają do gustu kolory czerwono-srebrne, natomiast okonie lubują się w zielonym ubarwieniu z czarnymi paskami.