Szczęście wędkarza

Niekiedy szczęście ni stąd, ni zowąd uśmiecha się do kogoś. Sam tego doświadczyłem: swoją pierwszą prawdziwą, wędkarską zdobycz – okazałego bolenia – złowiłem dosłownie przy pierwszym zarzuceniu błystki, kiedy pierwszy raz zamiast leszczynowego kija wziąłem do rąk prawdziwe wędzisko z porządnym kołowrotkiem o stałej szpuli. Nieoczekiwana, przypadkowa zdobycz dodała mi skrzydeł i poczułem się mistrzem nad mistrzami. Po „latach tłustych” – jak to bywa – przyszły „lata chude” i za sporadyczne, skromne zdobycze płaciłem już uczciwą cenę. Wiele wody upłynęło w Dunaju od tego czasu zanim zdecydowałem się zgłosić oficjalny akces do wędkarskiego klanu…

Dzisiaj, kiedy wędkarzy nad brzegami wód jest więcej niż ryb w głębinach, wędkarska „matura” ledwie wystarczy. Kto chce święcić triumfy także w przyszłości, będzie musiał zaliczyć kilka semestrów „wędkarskiego uniwersytetu”. Semestr wstępny można zacząć z nami wykorzystując technikę komputerową. Do pamięci komputera wprowadziliśmy konkretne dane o okolicznościach złowienia reprezentatywnego zbioru – ponad 5000 – najatrakcyjniejszych dla wędkarstwa ryb z wielu europejskich wód. Dane, które ukazały się na monitorze mogą pomóc zorientować się w podstawowych dla wędkarza zagadnieniach:

– na jakich stanowiskach szukać ryb danego gatunku;

– w jakiej porze roku i dnia łowić;

– jakie metody i przynęty będą najlepsze.