Ryba na kołowrotku,
Zakładamy, że pstrąg jest nieco większy i trzymamy go po zacięciu na wędce z wyczuciem. Często staje on wtedy tuż nad dnem i wyczekuje. Teraz można ostrożnym ruchem przycisnąć sznur jednym palcem do wędki, która w dalszym ciągu utrzymuje lekkie napięcie. Drugą ręką podkręcamy delikatnie sznur, tak żeby „rybę mieć na kołowrotku”. Teraz rozglądamy się jeszcze wokół siebie, badając teren i jego przeszkody (krzewy, gałęzie, drzewa, kamienie, głazy). Jeżeli wszystko jest w porządku, walka może się rozpoczynać. Tak byłoby idealnie, ale często pędzący pstrąg zabiera nam sznur rozciągnięty na trawie i do tego jeszcze dalsze dwadzieścia metrów z kołowrotka. Sznur rzuca się jak rozdrażniona „żmija” wyskakująca z trawy -oby nie doszło do splotu. Powinniśmy starać się go nakierowywać do prowadzącej przelotki i próbować lekko przyhamowywać. Aby zmniejszyć dystans między mną a rybą, idę w kierunku jej ucieczki. Im mniej sznura w wodzie, tym lepszy mam kontakt z rybą i tym większe są moje szanse, chociażby ze względu na cienki przypon. Już sama masa sznura muchowego w wodzie może spowodować zerwanie przyponu. Podczas holu kapitalnego tę-czaka lub łososia, ryb o ogromnej sile i szybkości, nie zawsze wystarcza nasze tempo w zwijaniu żyłki.
W takich momentach trzeba mimo wszystko dążyć do wybrania chociażby 15 cm sznura ręką. Nie da bowiem rady nasz kołowrotek wyrównać wysnutego sznura. W tej sytuacji pomocne może okazać się kilka szybkich kroków w odpowiednim kierunku. Jeżeli nic to nie pomaga, to możemy jeszcze liczyć na nasz gruby sznur muchowy, który zamortyzuje rybie zapędy. Jak widzimy, duża średnica sznura muchowego przysparza nie tylko problemów, ale i przynosi korzyści.
Tego, jak się dana ryba zachowa, jaki przebieg będzie miał nasz hol, nie da się przewidzieć. Jedyna rada jest zawsze aktualna: nie pozwolić rybie wypocząć, zmusić ją do ciągłego ruchu, aż do utraty sił. Tylko wtedy można liczyć na udane lądowanie ryby.
Niestety, a może i na szczęście, nie zawsze udaje się nam pokonać rybę. Do dziś myślę o jednej walce, w której straciłem łososia. Po wzięciu mojej muchy popędził on z furią z prądem rzeki, osiemdziesiąt metrów przez poszerzenie koryta, następnie sto metrów nurtem w kierunku morza i w tym momencie zerwał mi cały sznur i podkład. Ile ważył, nie chcę wiedzieć. Podobną sytuację miałem w trakcie połowów w „Steelheadów” w Kanadzie. Po trudnym dojściu w szybkim prądzie rzecznym, udany rzut i branie. Następnie doskonałe zacięcie i ryba po uprzednim wyskoku z wody pognała wraz z nurtem rzecznym. Wspaniale, wszystko pod kontrolą. Ten rodzaj ryb znam, oceniam go na mniej więcej siedem kilo; po przebyciu około 50, 60 m najczęściej zatrzymują się. Ten jednak nie zna tej reguły i… 80 m, 100 m, 120 m… 150 m… koniec, więcej sznura już nie mam! Jak widzimy i tak może zakończyć się hol, gdy nic nie możemy zrobić. Jesienią w zeszłym roku przydeptując sznur zerwałem pokaźnego pstrąga. W tym przypadku można było coś zrobić. Nie róbcie tak jak ja, róbcie tak jak napisałem. I tylko bez paniki!