Najpierw wysondować
Wielu kolegów zaczyna wędkowanie dokładnym sondowaniem łowiska. Należy jednak pamiętać, że w ciepłych porach roku wiele gatunków ryb stoi na płytkiej wodzie bardzo blisko brzegu. Jeżeli jesteśmy już tak dzielni i potrafimy po całym tygodniu pracy wstać na ryby w sobotę o czwartej rano, to chociaż sami nie zmniejszajmy swych szans próbnym sondowaniem wody bezpośrednio przed łowieniem. Z drugiej jednak strony trudno jest wędkować w nieznanym łowisku bez uprzedniego sondowania. Jeżeli już musimy sprawdzić charakter dna i głębokość, to nie róbmy przynajmniej tego w samym łowisku, ale gdzieś trochę z boku. Najlepszym rozwiązaniem jest jednak sondowanie danego miejsca przynajmniej dzień wcześniej. Wielu z Was z pewnością kręci teraz z powątpiewaniem głowami, że jest to przesada, ale powiedzcie mi, na co może się przydać perfekcyjnie ustawiony grunt, kiedy w łowisku w ogóle nie ma ryb? Logicznie rzecz biorąc z tego samego względu nie powinniśmy też montować sprzętu nad samą wodą. Grzechotanie pudełkami z różnymi drobiazgami jest przecież całkowicie zbędne. Kule zanętowe, jeżeli w ogóle są potrzebne, powinny być możliwie jak najmniejsze, na przykład wielkości kamyka żwiru. Duże kule zanętowe wpadają do wody z takim hałasem, że bardziej płoszą, niż wabią ryby. W miarę możliwości starajmy się nęcić jak najmniejszymi kulkami zanętowymi. Przejdźmy teraz do muszkarstwa – temat „magiczna sucha mucha”. Abyście sobie jednak nie pomyśleli, że pismak ciągle zbacza z tematu, znowu mały przykład. Wyobraźcie sobie, że znajdujecie się w grupie ludzi. Nagle instynktownie czujecie, że ktoś się Wam przygląda. Odwracacie się i – cześć Heniek, jak leci? Z pewnością każdy z Was przeżył już taką sytuację. Wróćmy jednak do łowienia ryb! Moim ulubionym gatunkiem są klenie. Wypatrzyłem kiedyś ładne stadko i posadziłem na wodzie suchą muszkę powyżej leniwie pływających ryb. Przypon z cienkiej żyłki naprężył się i zniknął pod wodą – sztuczna muszka na powierzchni wyglądała bardzo naturalnie. Dorodny kleń zbliżył się do przynęty i zaczął się jej przyglądać. Moja koncentracja sięgnęła zenitu. Nagle ryba rzuciła się do panicznej ucieczki – bez żadnego konkretnego powodu.
W miarę zdobywania wędkarskiego doświadczenia doszedłem do wniosku, że to ja sam, jak to nazywam, „naładowałem” muszkę.” Moja koncentracja na tym maleńkim punkciku na powierzchni wody była stanowczo za duża. Czyżby zadziałał tu efekt „cześć Heniek”? Dzisiaj z tego powodu staram się, aby maleńka spływająca wodą muszka była tylko częścią tego, co w danym momencie spostrzegam. Z naukowego lub racjonalnego punktu widzenia moje odczucia są zwykłą niedorzecznością, ale może jednak spróbujecie przekonać się o tym sami? Być może także i Wy „hipnotyzujecie” Waszą suchą muchę?
Wróćmy jednak do punktu wyjścia. Jeżeli będziecie poruszać się nad wodą jak zwierzę – jak szukający ofiary drapieżnik – prawie nigdy nie wrócicicie do domu o kiju. Bezgłośny, zamaskowany i myślący w trakcie łowienia ryb – tak właśnie można scharakteryzować jednym zdaniem wędkarza odnoszącego zawsze sukcesy…