Ostrożność amura jest do pewnego stopnia korzystna dla wędkarzy; zbiera pokarm tylko czując się absolutnie bezpieczny, ale za to wtedy nie zastanawia się nad przynętą. W związku z tym bierze gwałtownie, niekiedy aż za szybko, i niedbale umocowaną wędkę z dociśniętym hamulcem kołowrotka może nawet porwać. Zdarza się też, że amur sam się zatnie. Zasady regulacji hamulca kołowrotka najwyżej na połowę wytrzymałości żyłki trzeba przestrzegać zarówno w łatwiejszym, jak i cięższym terenie, bez względu na wielkość spodziewanej zdobyczy i wytrzymałość sprzętu. Przede wszystkim — nie dajmy się zwieść jego podejrzanie potulnemu zachowaniu tuż po zacięciu, kiedy wydaje się, że się poddał. „Cisza przed burzą” jest zawsze zapowiedzią szalonych poczynań amura, który w mgnieniu oka z łatwością pokonuje każdą przeszkodę, a więc i mocną żyłkę czy wędzisko. W żadnym wypadku nie próbujmy wtedy przejmować inicjatywy;trzeba pogodzić się z tym, że atuty są po stronie amura i pozwolić mu wyszaleć się do woli, w miarę możliwości utrzymując go na większą odległość, żebyśmy mogli w pełni wykorzystać sprężystość wędziska i żyłki. Nie należy tracić rozwagi nawet w trudnym terenie; wybierajmy raczej mniejsze zło – zamotanie się amura w roślinność – niż jego przedwczesną definitywną utratę przez podejmowanie beznadziejnych prób usilnego okiełznania ryby. Po pewnym czasie, gdy wyczerpie siły, możemy ją przecież wydobyć i z gąszczu. Drugą krytyczną fazą jest naprowadzanie amura na podbierak. Może nam się wydawać, że ryba już zupełnie zrezygnowała i da się jak kłoda dociągnąć na zasięg podbiera-ka. Nagle jednak, bez jakichkolwiek sygnałów poprzedzających, może ożyć jak nie ta sama i trzeba przyznać, że niekiedy udaje jej się tą sztuczką zmylić wędkarza.
W rozdziale tym poświęcimy też nieco miejsca tołpydze. Jest to uzasadnione zarówno tym, że w ostatnich latach np. w Słowacji zarybiono tym gatunkiem wiele wód (w niektórych ich udział w rybostanie jest większy niż amura), jak i tym, że ryby te rosną jak na drożdżach (zdarzają się sztuki ponad 30 kg), a ostatecznym argumentem powinien być coraz systematyczniejszy udział tołpyg w zgłaszanych rekordowych połowach. Nasze próby podsumowania doświadczeń zagranicznych wędkarzy nie zostały uwieńczone sukcesem – nie mieliśmy wystarczającej liczby danych wyjściowych. Zatem tylko kilka słów o tym, jak łowić tołpygi. Najkrócej można by powiedzieć: jak się da. Zdaje się, że jak dotąd nikt niczego mądrego na ten temat nie wymyślił, a połowy były przypadkowe. Kilka sztuk złowiono na błystkę (brania były odnotowywane regularnie, a o ile błystkę prowadzono tuż pod powierzchnią, a w dodatku była urozmaicona jakimś czerwonym elementem, wydaje się to dość prawdopodobne), kilka na sztuczną muchę (i to może być prawda), na filecik ryb i małe rybki (to zdarza się nawet przy łowię karpia, dlaczego nie miałaby się połakomić tołpyga?), na dżdżownice i różne przynęty roślinne (kukurydza, chleb, ciasto, ryż).
Gdyby nawet uwzględniać charakter pożywienia typowego dla obu gatunków tołpyg (biała żywi się planktonem roślinnym, pstra także zwierzęcym), to i tak każda rada dotycząca skutecznych przynęt jest wątpliwa, ponieważ tołpygi zdobywają pokarm filtrując wodę. Wiemy jednak, że na ogół zatrzymują się prowokująco blisko powierzchni wody. Może by więc spróbować zyskać tę zdobycz za pomocą jakiejś stosownej muchy? A polować na nie zdecydowanie trzeba, bo za moment będziemy mieć w wodach niemal wieloryby…