Zmienianie przynęty na inną

Inna przynęta

Około godziny siedemnastej doszedłem do wniosku, że być może moja zanęta z konopiami ściągnęła już w łowisko brzany. Zmieniłem więc żyłkę na trochę mocniejszą, przywiązałem większy haczyk i ponownie zarzuciłem tak. aby moja przynęta (tym razem kostka mielonki śniadaniowej) spływała pod gałęzie wikliny.
Branie było gwałtowne i prawie natychmiastowe. Szczytówka sygnalizująca zadrgała zanim jeszcze przynęta zdążyła opaść na dno. Początkowo myśla-łeme, że wzięła brzana, jednak po chwili okazało się, że jest to dorodny kleń i to trochę większy od pierwszego. Wkrótce następna kostka mielonki śniadaniowej wylądowała w tym samym miejscu, jednak tym razem nic już się nie wydarzyło. Minęło pół godziny i zastanawiając się, dlaczego nic nie bierze, przypomniałem sobie rozmowę z przyjacielem. Skoro zmiana przynęty na inną zakończyła się złowieniem ryby, dlaczego właściwie nie miałbym spróbować jeszcze raz. W minutę później, zamiast na mielonkę śniadaniową łowiłem na dwa ziarenka konserwowej kukurydzy. Nie minęła następna minuta i oto zacząłem holować trzeciego klenia. Ryba tak szalała na wędce, że w porównaniu z dwoma poprzednimi rybami sprawiała wrażenie dużego okazu. W rzeczywistości kleń ten był mniejszy od poprzednich.
To, że zmiana przynęty na inną znowu zaowocowała braniem, dało mi wiele do myślenia. Jeden raz – to mógł być przypadek, ale dwa razy? Postanowiłem to sprawdzić.
Ponownie zarzuciłem wędkę z dwoma ziarenkami kukurydzy, jednak postanowiłem sobie, że jeżeli po piętnastu minutach nie będę miał brania, zmienię kukurydzę na ciasto z sera. Stało się tak, jak się stać powinno – przez kwadrans żadna ryba nie zainteresowała się kukurydzą, natomiast na ciasto z sera złowiłem czwartego klenia. Ta ryba też wzięła zaraz po zarzuceniu wędki.

Niezgodnie z planem

Dalej wypadki potoczyły się według podobnego scenariusza, chociaż nie tak, jak sobie zaplanowałem. Na dwie nowe przynęty (rosówka, kawałek salami) znowu miałem od razu po jednym braniu, z tym, że nie udało mi się tych ryb zaciąć. Był to najlepszy dowód na to, że resztka kleni ze stada krążącego w łowisku stała się bardzo nerwowa i brała niezwykle ostrożnie. Później nastąpiła przerwa w braniach i dopiero pod wieczór udało mi się zaciąć ładnego klenia na kanapką z miąższu chlebki i ciasta z sera. Niestety, nadal prześladował mnie pech i tę rybę także straciłem tym razem jednak już pod sam koniec holu. Po dokładnym obejrzeniu haczyka okazało się, że ostrze było wyraźnie wygięte. Ryba miała więc prawdopodobnie przynętę już w przełyku i haczyk wygiął się (nie zdołał się wbić) na twardych zębach gardłowych klenia. Podsumowanie: siedem brań (cztery złowione ryby) na siedem różnych przynęt, jednego dnia, w jednym miejscu – to najlepszy dowód na potwierdzenie teorii mojego przyjaciela.
Jeżeli po złowieniu ryby brania od razu się skończą, jest na to tylko jedna rada -jak najczęściej zmieniać przynętę na inną.