Brzana – drapieżca wbrew anatomii

Wobler – nic więcej.

Spinningiści, którzy dla swej metody odkryli brzany, twierdzą, iż wyłącznie podczas chłodnych miesięcy zdarzają się sytuacje, gdy brzana nie trafiająca w przynętę – jeśli się nie zakłuje – potrafi zaatakować jeszcze raz. Kiedy wreszcie do wyobraźni polskiego spinningisty dotarło, że wobler niekoniecznie musi być wielkości policyjnej pałki, że żyłka przy spinningu może mieć przekrój mniejszy od 0,20 mm, okazało się, że śliziak stał się regularną i wcale niezbyt trudną zdobyczą. Do łowienia brzan najlepsze są niewielkie, od 3 do 5 cm, głęboko schodzące woblery, choć zdarzają się pobicia „siódemek”. Głębokość oczywiście jest relatywna -chodzi oczywiście o przynęty, które na bystrym nurcie rzeki „pukać” będą o dno. Łowcę brzan interesują bystrza, nad którymi przelewa się ok. półtóra metra woblera, którego nie zechce zjeść brzana – byle trzymał on się w okolicach kamienistego, czy grubożwirowego dna. Ja sam jesienią i wczesną zimą łowiłem brzany np. na tonące jugolki, na najdrobniejsze gębale (a więc pływające). Od dwóch jednak sezonów nade wszystko przedkładam tonące modele M+A+K, którymi nietrudno jest opukiwać dno, a ich cena nie przyprawia o apopleksję. Brzany chętnie atakują najmniejsze modele, tzw. glapki o długości 4 i 4,5 cm. Na szybszym prądzie lepiej jednak korzystać z woblerków podłużnych o długości 5 cm. Jeśli trafimy na stado brzan, zupełnie nieistotna będzie barwa przynęty…

Nie wyobrażam sobie polowania na brzany tzw. suchą nogą z brzegu. Tak prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie łowienia w rzece bez spodniobutów. Nawet w środku zimy. Jeśli bowiem zadba się o ciepłe gacie, dobrze ocieplone portki i skarpety z prawdziwego zdarzenia, to brodzenie może być autentyczną przyjemnością.

W październiku jest to jeszcze dzika przyjemność – rzeka, niskie już słońce, na brzegu wściekłe wybuchy żółci i czerwieni, a w tym wszystkim wędkarz z trzymetrowym kijem, porządnym kołowrotkiem i żyłką osiemnastką. W planach ryba, która potrafi dostarczyć trociowych wrażeń.

W planach – nie w marzeniach…

Wczesną jesienią brzana stoi w tym samych miejscach, co w pełni sezonu. Zazwyczaj jest jednak trudniejsza do sięgnięcia przynętą, bowiem pierwsze słoty przynoszą znaczne przybory wody. Wędkarz dysponujący dobrą pamięcią i kawałkiem rozumu będzie jej szukał na brzegach kamienistych raf, które jeszcze miesiąc temu dobrze wystawały z wody. Chociaż śliziak nie unika pełnego nurtu, to woli jednak miejsca, gdzie duże głazy tworzą prądowe cienie, za którymi można odpocząć od ciągłego machania ogonem.

Nie kręć, wędkarzu

Choć start do spływającego kąska ma brzana niesamowicie szybki, to nawet powolne kręcenie korbą kołowrotka może zupełnie wykluczyć brania. Ryba ta ma instynkt ustawiony w taki sposób, że do spływającej przynęty, do woblera przypominającego porwaną przez nurt rybkę, wyskoczy niechybnie. Natomiast do czegoś, co jest sprzeczne z naturą, nawet się nie podniesie. Woblerka rzucamy w poprzek rzeki. Wskazany jest nawet lekki skos pod prąd, tak by na wprost wędkarza przynęta sięgnęła dna. Jeśli uparcie korzystamy z modeli pływających należy wprowadzić je pod wodę i przestać kręcić. W obu przypadkach pozwalamy przynęcie na spływanie szerokim tukiem i obserwujemy szczytówkę. Zważamy przy tym, by wobler pracował przez cały czas spływania – gdy czubek wędziska przestaje drżeć, „ożywiamy” go jednym, dwoma obrotami rotora. Gdy przynęta spłynie, pozwalamy jej przez moment pracować w miejscu i pociągamy skokami dwa, trzy metry. Brzanowe brania często następują właśnie w tym momencie… Jeśli nic na woblerze nie usiądzie, to ściągamy go jak najszybciej; najlepiej po wyłożeniu ściągać go po wierzchu. Jeżeli przez dwadzieścia minut nie ma brania, zmieniamy stanowisko – nie chodzi tu o przemierzanie kilometrów, a o wejście kilku metrów w głąb łowiska, przesunięcie się w górę czy w dół rzeki. Dopiero staranne przeszukanie bystrza uprawnia do szukania nowej rafy.

Nie używam w tym tekście terminu „pobicie”, brzana bowiem siada na wędce. Po prostu pojawia się na haku. Nie ma ryby i jest ryba, nagle robi się ciężko. Ciężko i ciekawie.