Gdzie szukać dużych karpi?
Moim zdaniem, przede wszystkim w dużych zbiornikach zaporowych, takich jak Zalew Zegrzyński, Rybnik oraz w starych i rozległych wyrobiskach żwirowych. Olbrzymie karpie po prostu tam są. Patrząc na taflę wody warto pamiętać, że okazów należy szukać jak najdalej od brzegu -na wszelkiego rodzaju twardych i żyznych (pokrytych niezbyt gęstą roślinnością oraz racicznicami) wypłyceniach, znajdujących się nawet w odległości 300 m od stanowiska.
Powstaje jednak pozorny problem głębiny, dzielącej wędkarza od wybranego łowiska. Problem jest pozorny wystarczy bowiem tak napiąć linkę, by znajdowała się minimum 1 m pod powierzchnią wody, i już. Tak zanurzona linka jest zabezpieczona przed przepływającymi łodziami i falowaniem wody. Pozwala także na zachowanie kontaktu z przynętą.
Wędkując w zalewach warto skoncentrować się na odcinkach znajdujących się w okolicy ujścia rzeki lub w strefie przyzaporowej, a dopiero w ostateczności na środkowym fragmencie zbiornika.
NĘCENIE
Nęcenie karpi, zwłaszcza tych dużych, wymaga zachowania ścisłej kontroli nad wykładaną zanętą. Cały proces trwa około tygodnia, licząc od momentu znikania kulek z łowiska. Aha, ważne: jeśli kulki nie zaczęły jeszcze znikać, nie wolno dosypywać nowych. Należy to kontrolować na bieżąco, czyli dzień w dzień wypływać i obserwować, które z nich znikają, a które nie. Łowić, oczywiście, przyjdzie na te wyjadane przez ryby.
Jeśli przez tydzień od rozpoczęcia nęcenia zanęta jak leżała, tak leży trzeba zmienić łowisko. Dalsze zanęcanie nie ma najmniejszego sensu -karpi po prostu tam nie ma. Łowisko warto oznaczyć markerem – trzeba jednak pamiętać, że musi on być przymocowany linką do brzegu. Po co? – by można byto marker wciągnąć pod wodę i zabezpieczyć go przed ciekawskimi lub złośliwcami. Na żyłkę można założyć backled (ciężarek przelotowy) zakładany po zarzuceniu zestawu.
Działanie jest proste: wypuszczenie markera, nęcenie i myk go pod wodę. Podpowiadam, że linka kontrolna, po zatopieniu markera, powinna znajdować się minimum 1 m pod wodą. Dobrze jest pamiętać też o tym, że im dłużej nęcimy, tym mniejsza ilość zanęty powinna być dorzucana w łowisko, np. pierwszy dzień 4 kg kulek o średnicy 22 – 24 mm i 5 kg kukurydzy. Nie warto bać się rozmiaru, bo zdarzało mi się, że kulkę 20-milimetrową, zamiast karpia, brał średnich rozmiarów krąp.
Gdy kulki zaczną znikać, można dosypać np. 2 kg zanęty, potem 1 kg, a gdy przyjdzie łowić – tylko około 30 kulek. Zaproponowane na haku kulki (średnice 22 – 28 mm) warto nieco ostrzej doprawić atraktorem. Podkreślam jednak, że tylko nieco ostrzej. Żadnych ekstrawagancji. To czy zastosować na haczyku kulki pływające czy tonące, zależy tylko od charakteru dna.
Jeśli jest porośnięte niską roślinnością, na pewno warto użyć kulek pływających, które wyjrzą z zieloności lub nikłego mułu zamiast się w nich ukrywać. Łowiąc na twardym dnie, polecam jednak na jednej wędce mieć zestaw z kulką pływającą, a na drugim z tonącą.
Ważne podczas nęcenia oraz połowu jest także to, by stosować kulki leżące w atraktorze najwyżej 2-3 godziny i to tuż przed połowem. Tak robią najwięksi mistrzowie, więc trudno z nimi polemizować. Przynajmniej ja się nie odważę. Trzeba też pamiętać o tym, że prócz nęcenia punktowego należy usypać ścieżkę zanętową, naprowadzającą ryby w rejon żerowania. Ścieżką tą, są usypane niemal w linii, pojedyncze kuleczki.
Donęcanie w czasie połowu należy wykonywać z jak największej odległości od przynęty, np. procą lub coraz popularniejszą kobrą. Zawsze trzeba powtarzać je po wyjęciu z wody zaciętej ryby. Można też zanęcać profilaktyczne – najwyżej co kilka godzin. Ale uwaga – przesada szkodzi, a łatwo jest w tym przypadku przesadzić!