Ryby drapieżne można łowić nawet w największe upały. Wystarczy tylko wykorzystać fakt, że latem szczupaki i okonie zajadają się wylęgiem ryb.
Pewnego sierpniowego popołudnia spinnigowałem w moim ulubionym jeziorze. Słońce prażyło jeszcze niemiłosiernie, na niebie ani jednej chmurki, przy brzegach pełno kąpiących się, a mnie ogarnęło takie lenistwo, że nie chciało mi się nawet wiosłować. Moja łódź powoli dryfowała wzdłuż pasa trzcin. Całe szczęście, że wiał minimalny wiaterek.
Jak zwykle z zaciekawieniem przyglądałem się temu, co dzieje się w wodzie i bez większej wiary w sukces wykonałem kilka rzutów. Maleńkie kółeczka na powierzchni wody w pobliżu brzegu zdradzały obecność nieprzebranych ilości tegorocznego narybku.
Z zamyślenia wyrwało mnie nagłe szarpnięcie. Wymiarowy szczupaczek zaatakował moją wirówkę dosłownie wśród uwijających się pod powierzchnią rybek. W podbieraku drapieżnik wypluł kilka sztuk lekko nadtrawionego narybku. Żadna z rybek nie miała więcej niż 2 cm.
Od tego momentu zacząłem koncentrować się na spinningowaniu. I chociaż nie widać było żadnych oznak żerowania drapieżników, tego dnia nałowiłem się szczupaków i okoni do woli. Nie były to żadne okazy, ot ledwo co wymiarowe szczupaczki i,okonie od 15 do 30 cm długości, ale za to na branie nie czekałem dłużej niż dziesięć minut.
Drapieżniki atakowały moją przynętę w pobliżu lub pod ławicami drobnicy. I zawsze tuż przy brzegu; czasami nawet w odległości 10 metrów od kąpiących się ludzi.
Brania skończyły się w momencie, gdy słońce schowało się za horyzontem..
Wieczorna bryza zmarszczyła powierzchnię wody i nie byłem już w stanie zlokalizować miejsc koncentracji wylęgu, a tym samym także drapieżników.
Narybek często szuka cienia w pobliżu zatopionych drzew lub krzaków. Rybi drobiazg instynktownie wyczuwa, że w otwarte wodzie czeka na nie śmierć w paszczach drapieżników.