Kołowrotek o szpuli umożliwiającej dalekie rzuty zaopatrzony jest w dwie szpule – na jednej ma mocną szesnastkę (wytrzymałość ok. 3 kg), na drugiej dwudziestkę (ok. 4,5 kg). Cieńsza żyłka służy mi do prowadzenia woblerków i wirówek, grubsza obsługuje jigi i wahadłówki. Komplet przynęt mieści się w dwóch niewielkich pudełkach. Doświadczenie uczy, że zimą skuteczne są raczej mniejsze wabiki. W jednym więc pudełeczku mam kilka woblerków trzy i pięciocentymetrowych, parę obrotówek w rozmiarach od „0” do „2”, trzy, cztery wahadłówki, raczej podłużne o różnej wadze… Czasami zabieram jakąś niedużą cykadę, ostro pracującego invadera – wibrujące ostrza potrafią niekiedy wywabić z zimowiska ładnego sandacza czy bolenia, potrafi w nie ude-’ rzyć spory okoń, szczupaczek a nawet jaź lub kleń.
Drugie pudełko to kolekcja gumek – kilkanaście różnokolorowych twisterów średniej wielkości oraz tyleż samo pięciocentymetrowych ripperów ze zmiękczonymi ogonkami. W tym samym pudełeczku mam kolekcję dodatkowych wabików uatrakcyjniających pracę jigów -są to druciane agrafeczki z obrotowymi paletkami… Można dzięki nim tworzyć kombinowane niby sumexy, niby spinner baity. W grudniu drapieżniki bywają bardzo niemrawe; by pobudzić ich instynkt agresji trzeba czasami podkreślić pracę twistera wirującą paletką. To daje efekty. Tajną bronią na grudniowe zę-bole są, moim zdaniem, wirówki z obciążeniem z przodu – a więc np. meppsowskie „Lussoxy” mniejszych rozmiarów, słynne „Woblexy” produkowane przez firmę Rublex i cała kolekcia błystek importowanych w walizkach przez handlarzy z krajów WNP. Taka błystka, składająca się ze stylizowanej główki, za którą wiruje paletka, jest chętnie atakowana przez sandacze i szczupaki, budzi też okonie, potrafi sprowokować drzemiącą w głębinie rapę.
Co, gdzie, kiedy?
Niezmiernie rzadkie bywają w grudniu dni, gdy ryba znaczy żerowanie na powierzchni. Trzeba jej szukać na pamięć i wiedzę o obyczajach. Szczupaki i okonie, na swoje zimowiska wybierają głównie głębokie doły z całkowicie stojącą wodą. Można je wydłubać z zastoisk za bardzo długimi główkami, z portów żeglugowych, z zalanych faszynowo-kamiennych klatek, z łach i młynówek oraz ze starorzeczy okresowo kontaktujących się z rzekami.
W ciepłe dni, kiedy ciśnienie ustali się na dłuższy czas, szczupaki i okonie buszują po płyciznach o bardzo wolnym uciągu i raczej zamulonych.
Sandacze wolą wyraźny choć mocno spowolniony przepływ, wsteczne prądy i wszelakie zbełtania za przeszkodami. Czatują na zdobycz w pobliżu warkoczy za główkami i ujażdżkami w zawirowaniach zewnętrznych łuków rzeki, w wysłanych dużymi głazami rynnach.
Bolenie oddalają się od brzegu i tygodniami stoją w cieniach prądowych za śródrzecznymi rafami kamiennymi, za iłowymi płytami i mocno ustalonymi przykosami. W sandaczowych warkoczach ustawiają się duże jazie, w boleniowych przepływach przyczajają się klenie i brzany. Każda z tych ryb może uderzyć w bardzo wolno prowadzoną przynętę. Może, ale nie musi. Na grudniowe drapieżniki lepiej nie liczyć. Ot, trzeba założyć spacer z wędką. A jeśli już ryba pobije -w ułamku sekundy rozmrozi się instynkt łowcy. Z dobrego stanowiska da się czasem wydłubać komplet.