Wąwóz Villgratental we wschodnim Tyrolu – Austria

Szybkie postępy

Nowicjusze nawet nie zauważają, kiedy dochodzą do znacznej wprawy w rzucaniu. Po krótkim czasie wszyscy uczestnicy kursu potrafią celnie rzucać na odległość 20 m oraz znają niektóre „sztuczki” stosowane przez muszkarzy. Kiedy rzuca instruktor, wybierając dzięki wspaniałej technice 40 m sznura z kołowrotka przed położeniem muchy na wodzie, szmer zachwytu przelatuje przez obserwujących podopiecznych. Każdy z nich marzy o takiej perfekcji. Wieczorami, w przytulnej atmosferze zajazdu „chytry lis w wiązaniu much” pokazuje, czego nauczył się przez lata. Jako stary praktyk zna on wszystkie błędy, jakie popełniają początkujący przy rzucaniu oraz wiązaniu much. Wiedzę swą przekazuje chętnie dalej.
Jeżeli „nowicjuszowi” uda się przechytrzyć pstrąga własnoręcznie zrobioną muchą, przeważnie poświęca się on już na zawsze tej nowo odkrytej, fascynującej pasji. Stale wysoki stan ryb w wodach zajazdu Niederbruggerhof nie jest łatwy do utrzymania. Gatunki łososiowate w wyżej położonych wodach (1200-1800 m) potrzebują więcej czasu na osiągnięcie odpowiedniej wielkości, niż w rzekach bardziej „nizinnych”. Im mniejsze jest zarybienie, tym łatwiej wyrastają tu duże okazy pstrąga. W wąwozie Villgratental można złowić rybę swojego życia. Ponadto w niedużej odległości znajdują się Drau (4 km) i Geil (5 km), i nieco dalej łatwa do osiągnięcia rzeka Isel (35 km).

Z „tyrolską pałeczką”

Dzięki zamiłowaniu Austriaków do wędkarstwa muchowego zarezerwowano wiele odcinków rzek tylko dla tego sportu. Łowienie w płytkiej wodzie przy użyciu „tyrolskiej pałeczki” jest niechętnie widziane. Wyjątek stanowi tu rzeka Isel, płynąca na północ od Linz. Łowimy na odcinku 4 km w górę do mostu w Ainet. Rzeka ta bierze swój początek w wysokich górach. Woda w niej do końca sierpnia jest bardzo zimna, idealna więc do połowu pstrąga i lipienia. W okolicy Ainet rzeka ma szerokość 20 m, średnią głębokość ok. 1,5 m, spotyka się tu wiele dołków do głębokość 4-5 m. Isel odznacza się bardzo bogatym życiem podwodnym. Wystarczy tylko spojrzeć pod kamienie, na larwy muchówek, aby podjąć decyzję jaką wybrać nimfę.

Przy „tyrolskiej pałeczce” łowimy na mokre muchy imitujące larwy owadów lub znacznie częściej na nimfy „złotogłówki”. Odpowiedni będzie przypon z żyłki grubości 0,18 mm, do którego wiąże się muchy w odległości 20-25 cm od siebie (jako paternoster). Kolory much oraz głębokość ich prowadzenia należy przetestować, a następnie zastosować różne kombinacje. „Tyrolska pałeczka” jest to kawałek zamykanej koreczkiem przezroczystej rurki plastikowej z uszkiem do mocowania. Jest ona dociążona ołowiem, ale dzięki wyporności zamkniętego w niej powietrza spływa z prądem wody tuż nad dnem (a z nim przynęta). Przy wolnym nurcie powinna mieć 15 g, na szybszy odcinek rzeki wybiera się cięższy model. Wędzisko o długości 3-3,30 m i ciężarze rzutowym 20-50 g z miękką szczytówką pozwala na doskonałe prowadzenie przynęty. Duża liczba haczyków stosowanych w tej metodzie nakazuje raczej zrezygnować z użycia podbieraka podczas lądowania ryby, gdyż może zaistnieć niebezpieczeństwo zaplątania się ich w siatkę. Ryby najlepiej jest brać ręką. W Polsce powyższa metoda połowu jest zabroniona. Ponadto u nas wolno stosować najwyżej dwie muchy. Kierunkową i jedną muchę na troku bocznym.

Kto chce spędzić niedrogi urlop w samotności na łonie natury, może wynająć w Villgratentalu szałas górski. Niektóre z tych szałasów liczą sobie już ponad 100 lat. W okresie letnim łatwo można tu kupić u gospodarzy świeże mleko, ser oraz masło. Spróbujcie najlepiej sami; Austria niekoniecznie musi być droga.