Zawody w Irlandii – cz.2

W porcie smutek! Jacek wrócił „na zero”! Ryby zaliczył Zbyszek. W tym na dwie minuty przed końcem zawodów 7-mio funtowca na wobler „Salmo”. Grzesiu ma jedną sztukę – za to 10-cio funtową. Ogółem III dnia złowiono tylko 75 szczupaków. Był za to wśród nich największy w tegorocznych zawodach -19 lb 04 oz (ok. 8,8 kg). Złowił go Anglik – John Bedford. Po zawodach mam zaproszenie na obiad dla sponsorów. Niestety, do hotelu daleko, więc nie mam czasu na zmianę „uniformu” na bardziej wizytowy. Trochę głupio się czuję w gumowcach w towarzystwie „pod krawatem”. Czterodaniowy obiad jest wspaniały. Współbiesiadnicy również. Żywo interesują się organizacją wędkarstwa w Polsce, opłatami, przepisami. Próbuję tłumaczyć zawiłości ostatnich przemian na naszym podwórku. U nich to wszystko jest po ludzku proste. Licencje i opłaty dotyczą jedynie łososia. Wyjątek stanowią nieliczne wody klubowe i prywatne. Wszystko znakomicie działa dzięki dobrej organizacji przepływu części środków uzyskanych z turystyki. Niestety, nie udaje mi się wyjaśnić dlaczego w Polsce nie wolno łowić pstrągów na robaka. Dla nich to najwyżej kwestia zwiększenia cen licencji. Problem kłusownictwa zniknął praktycznie wiele lat temu, kiedy okoliczna ludność zrozumiała, że można nieźle i bezstresowo żyć z turystyki wędkarskiej. Teraz „strażnikiem” jest każdy mieszkaniec nadbrzeżnych miejscowości. Tylko pozazdrościć!

Po obiedzie oficjalne zakończenie. Jim Robinson uroczyście odczytuje nazwiska nagrodzonych. Tegoroczny mistrz – Paul Smith – odbiera piękny puchar z rąk fundatora – Jean’a Mainil’a. Jako „załączniki” do pucharu -ogromna łódź wędkarska wraz z przyczepą, sporo sprzętu wędkarskiego (w tym woblery „Salmo”) i „skromny” czek. Nagrodzonych jest około 20-tu uczestników. Dla pierwszych 15-tu są czeki (od 500 do 50 funtów). To samo za największe ryby kolejnych dni. Jim wywołuje też największego pechowca – Anglika, który już trzeci raz zakończył zawody „o kiju”! Każdy otrzymuje oprócz czeków sprzęt wędkarski i rozmaite pamiątki. Sponsorów jest wielu. Najważniejsi to: niemieckie Biuro Turystyki Wędkarskiej „Kingfisher Reisen”, regionalne władze i firmy turystyczne (w tym 2 bary i 2 hotele) i firma szkutnicza z Holandii „Tomos” – producent wspomnianej łodzi. Atmosfera imprezy cudowna i na pełnych obrotach pracuje obficie zaopatrzony bufet. Po części oficjalnej – część artystyczna – występy miejscowego zespołu folklorystycznego. Już na spokojnie studiujemy pokaźną tabelę wyników. 122 uczestników z Irlandii, Anglii, Walii, Holandii, Belgii, Indii, Niemiec, Szwajcarii i Polski w ciągu 3 dni zawodów złowiło 319 szczupaków o łącznej masie 653 kg. Średnia masa – 2 kg. 11 osób nie złowiło nic, 40 zakończyło zawody z wynikiem poniżej 10 funtów. Z „naszych”, po Jacku oczywiście, najlepszy jest Grzegorz Zarębski – 22 lb 13 oz -20-te miejsce. Ja, z wynikiem 19 lb 04 oz plasuję się na miejscu 26-tym. Reszta kolegów w połowie tabeli. Zwycięzca – Paul Smith – łowił na wolno ciągniętą za łodzią małą wahadłówkę. Zaprocentowała tu doskonała znajomość łowiska. Na jego 54 funty „złożyło się” aż 13 szczupaków! W pierwszej dziesiątce jest 8-miu Irlandczyków, Jacek i Anglik Andy Brown – ubiegłoroczny wicemistrz. Miłym dla mnie akcentem są słowa uznania dla polskich woblerów z jego ust. Opowiada, jak właśnie trzeciego dnia, po 3 godzinach bezowocnego spinningowania „rapalą” założył okonia „salmo” 12 cm i za pierwszym rzutem wyjął szczupaka ponad 10 lb!

Spotykamy Johna Prescotfa – hurtownika sprzętu wędkarskiego. Będzie on prawdopodobnie dystrybutorem „Salmo” w Irlandii. Pyta, czy chciałbym jutro wybrać się na naprawdę duże szczupaki! Przedstawia mi swojego przyjaciela – Tima, znanego miejscowego wędkarza, który 5 dni w tygodniu spędza nad wodą. Będzie on moim przewodnikiem w jutrzejszej wyprawie.

Opuszczamy rozbawione towarzystwo z lekkim żalem. Mamy jeszcze swoją „część artystyczną”. Poza tym przed nami ostatni dzień wędkowania w Irlandii.