Zasadnicza różnica pomiędzy leszczem a większością porównywalnych z nim ryb polega na tym, że pozostałe ryby podczas żerowania nieprzerwanie się poruszają, zdobycz konsumują bez zatrzymywania się – „w marszu”, natomiast leszcz napotkawszy pokarm musi się zatrzymać, po prostu nie jest w stanie spożywać w ruchu. W pierwszym przypadku, tzn. kiedy przynęta jedzona jest „z marszu”, zawsze sygnalizowane to jest jako branie. Jego intensywność zależy od gatunku ryby, ale wspólnym znakiem jest płynniejszy ruch przynęty, a zatem także i żyłki, niekiedy spławika. Kiedy mamy do czynienia z leszczem pamiętajmy, że z zauważeniem przez niego przynęty wiąże się cały ceremoniał, uwarunkowany kształtem i budową pyszczka leszcza. Najpierw ryba się zatrzymuje, ustawia głową niemal prostopadle ku dołowi, ryjkowato wysuwanym pyskiem wsysa pokarm, nawet z domieszką mułu, w miejscu powraca do pozycji horyzontalnej i spokojnie przeżuwa pokarm, jakby oddzielała składniki jadalne od balastu, w tym oczywiście i haczyka, który ma zwyczaj wypluwać. Robi to wszystko tak delikatnie, że żyłka porusza się niemal niedostrzegalnie, a więc o klasycznym braniu nie może tu być mowy.
Przechytrzyć sprytnego leszcza można wybierając odpowiednią metodę połowu, chodzi w zasadzie o jeden z dwóch sposobów:
– specjalny sposób obciążania wędki przy połowie zestawem spławikowym;
– specyficzny sposób zamocowania sygnalizatora.
Stosując pierwszy wariant, przy użyciu zestawu ze spławikiem (spławik wtedy pełni funkcję czułego sygnalizatora), liczymy na to, że leszcz przy połykaniu przynęty (ustawiony głową prostopadle do dołu) i przy ponownym przyjmowaniu pozycji poziomej (faza degustacji) będzie zmuszony podnieść wraz z przynętą część obciążenia. W ten sposób odciążony spławik, pierwotnie zanurzony aż po koniec antenki, wynurzy się i położy na powierzchni. To możemy uważać za typowe branie leszcza, na które trzeba reagować zacięciem. Przygotowując zestaw należy więc pamiętać o tym, że długość żyłki od spławika po przynętę ma być nieco większa niż głębokość wody (w stojących wodach mniej, w płynących więcej), a część obciążenia przymocowuje się bliżej haczyka (6—7 cm).
Dokładnie wyważony spławik przy braniu leszcza zawsze zostanie wystawiony i położony na powierzchnię.
Mimo że proporcjami i rozmiarami ciała leszcz wykracza poza ramy typowe dla białych ryb, przy jego połowie — nawet ryzykując utratę ryby – można stosować tylko najdelikatniejszy sprzęt. Grubość żyłki nie powinna przekraczać 7.1.3
0,18-0,20 mm, w okresie najlepszych brań stosujemy haczyki do nru 8, a w okresie mniejszej aktywności ryb jeszcze mniejsze. Pozostałe elementy zestawu, w tym jak najdłuższe wędzisko o półmiękkiej akcji, muszą być zharmonizowane z żyłką i haczykami.
Zastosowanie najlżejszego zestawu jest ograniczone, bowiem leszcz ma zwyczaj zatrzymywać się poza jego zasięgiem. Problem można rozwiązać dwojako: albo dostosujemy się do ryby i spróbujemy ją łowić na stanowiskach typowych dla niej w normalnych warunkach, albo pokusimy się o zwabienie jej na optymalną łowną odległość stosując zanęty.
Pierwsza możliwość wydaje się mniej korzystna, bo wraz z odległością w postępie geometrycznym wzrastają wymagania co do obciążenia, a to pozostaje w sprzeczności z delikatnością wędki. Sensowniej jest wobec tego zastosować zanęcanie pamiętając o zachowaniu absolutnej ciszy przed połowem i podczas niego.
Do problemu optymalnego sezonu na leszcza możemy ustosunkować się tylko na podstawie wyników jego łowu w Polsce (181 sztuk). Z tego całorocznego połowu 27% przypada na wiosnę (do końca czerwca), 66% na lato; jesienią (październik — grudzień) złowiono zaledwie 7%. Najkorzystniejszym miesiącem okazał się lipiec – z 25,5% udziałem.
Wyciągnijmy z przytoczonej statystyki tylko jeden wniosek: leszcz w lecie bierze naprawdę często. Drugiej części prawdy szukajmy w jego naturze: zimą przecież nie śpi i smakołykiem nie pogardzi już choćby dlatego, że nie ma wtedy w wodach bogatego wyboru, a głód daje o sobie znać.
Skuteczność ważniejszych przynęt na leszcza pozwolą ocenić reprezentatywne dane (z Polski, Węgier i Niemiec):
Dżdżownice | Ciasto | Larwy | Chleb | Kukurydza | Inne | |
% połowów | 44,0 | 17,0 | 16,0 | 7,6 | 6,8 | 8,3 |
kg/szt. | 3,4 | 3,6 | 4,0 | 2,3 | 2,5 | 3,3 |
W tym wypadku wnioski jednoznacznie zgadzają się z przewidywaniami. Najodpowiedniejszą przynętą są dżdżownice, zwłaszcza czerwone robaki, z przeciętną 44% skutecznością (w Niemczech przypada na nie równo 50%). Kolejne dwie przynęty – ciasto i larwy – są mniej więcej równie skuteczne, stosuje się je w zależności od zwyczajów panujących w poszczególnych krajach. W wodach niemieckich znakomite efekty osiąga się łowiąc leszcza na larwy owadów wodnych i lądowych (białe robaki, larwy mącznika młynarka, larwy os), w polskich wodach najskuteczniejsze są ciasta (38%). Chleb i kukurydza są na tym samym poziomie, a ich udział jest niewielki. Wśród innych przynęt wymienia się ziemniaki, ser, płatki owsiane, a kilka leszczy złapano nawet na błystkę. Przeciętnie duża waga ryb złowionych na larwy (4 kg) i mniejsza sztuk złowionych na chleb (2,3 kg) nie wymagają chyba komentarza.
Dla tych, którzy chcieliby poeksperymentować można polecić stosowanie dżdżownicy na początku sezonu; larwy owadów wydają się najskuteczniejsze latem; jesienią sprawdzają się przynęty roślinne.