Swobodny dryf.
Tak więc, nawet już w trakcie poszukiwań atrakcyjnych łowisk koncentruję się głównie na tym brzegu, na którym mam zawsze wiatr w plecy. Ilość możliwych do zastosowania technik wędkarskich jest tu bardzo ograniczona. Spinningując z brzegu przynętami sztucznymi oczywiście uda się nam złowić w głębszej wodzie jakieś szczupaki. Problem polega jednak na tym, że będziemy mieli mnóstwo pustych brań, zwłaszcza przy zacinaniu na dużych odległościach. Jest to bardzo denerwujące, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że na branie kapitalnego esoxa czeka się niekiedy przez wiele, wiele dni. Znacznie skuteczniejsza jest zupełnie inna metoda – swobodny dryf martwej ryby na zestawie spławikowym. Najpierw musimy zarzucić naszą przynętę możliwie jak najdalej od brzegu, a to z kolei możliwe jest tylko przy użyciu długiego i mocnego wędziska. I chociaż jestem zdecydowanym przeciwnikiem solidnego sprzętu, tym razem jednak radzę użyć kija „jak na karpie”. Najlepiej od razu zdecydujmy się na multiplikator, gdyż tylko ten rodzaj kołowrotka umożliwia dalekie, a zarazem łagodne, zarzucanie delikatnej, łatwo spadającej z systemiku przynęty. Na temat żyłki, a konkretniej mówiąc plecionki nie ma co dyskutować. Najodpowiedniejsza będzie linka o wytrzymałości około 10 kg. Jest ona lekka i nie tonie, dzięki czemu świetnie reaguje na podmuchy wiatru, co z kolei bardzo ułatwia „wypuszczanie” przynęty na środek jeziora. Spławik oraz cały zestaw są także bardzo ważne.
W Anglii na przykład, wielu wędkarzy z upodobaniem łowi szczupaki w jeziorkach powyrobiskowych. Dla wyjaśnienia dodam, że tamtejsze jeziorka są znacznie mniejsze od naszych. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że. właśnie Anglicy jako pierwsi zaczęli używać spławików z żagielkiem aby „wynieść” przynętę na jak największą odległość od brzegu. Po raz kolejny widzimy więc, jak ważne jest, abyśmy wędkowali z wiatrem w plecy.
Nie za głęboko!
No ale dość już torii. Montujemy wędki i zaczynamy łowić. Spławik powinien utrzymywać przynętę gdzieś w toni.
Nawet w najgłębszych miejscach nigdy nie robię większego gruntu niż trzy metry. Wielokrotnie bowiem przekonałem się już, że duże szczupaki najczęściej polują w toni wody, a przynęta tuż nad dnem jest dla nich po prostu niewidoczna. Jeżeli jest to możliwe, łowię ze spławikiem zamontownym na stałe.
Jeden z systemików gwarantujący poziome ustawienie martwej ryby. Pętelka podtrzymuje przynętę od spodu, kotwiczki są wbite na tej samej wysokości w bok martwej ryby.
W praktyce udaje się to tylko w płytkich akwenach, powiedzmy do głębokości 1,5 metra.
W głębszych łowiskach używam spławika przelotowego. Poza tym przynęta (i cały zestaw) musi być na tyle ciężka, aby przy szybkim „żeglowaniu” nie wynosiło jej do góry. Bardzo duże znaczenie przywiązuję też do tego, aby moja martwa ryba znajdowała się w wodzie zawsze w poziomym ustawieniu, a więc w pozycji, w jakiej pływają żywe ryby. Systemików, które w pełni odpowiadałyby moim oczekiwaniom nie ma w sprzedaży, tak więc muszę wykonywać je sam. Na załączonym rysunku wyraźnie widać jak sobie z tym radzę.
Z pewnością wielu z Was będzie miało własne pomysły, aby martwa ryba utrzymywała się w wodzie w pozycji horyzontalnej. Duże szczupaki najchętniej biorą na duże przynęty. Łowienie na dużą martwą rybę jest jednak trochę kłopotliwe. Im większa przynęta, tym trudniej się nią rzuca oraz steruje podczas „żeglowania” zestawu. Dlatego też preferuję średniej wielkości przynęty, czyli martwe ryby o długości do 20 cm. Najczęściej łowię na małe makrele i śledzie lub na takie ryby słodkowodne, jak płocie i okonie.