Wszystko zależy od odpowiedniego wyposażenia. Podłogę wyłożyłem karimatą i wygodnym materacem. Skóry i koce ogrzewają mi nogi w zimne dni, służą za przykrycie w nocy. Z poduszki, na której śpię, robię sobie miękki „fotel” i nawet po całym dniu spędzonym na siedząco nie odczuwam żadnego zmęczenia, tym bardziej, że przez cały czas jestem wygodnie oparty. Podczas zmagania się z falami lub płynięcia pod prąd jest mi tak wygodnie jak w bujanym fotelu. Spożywanie posiłków także odbywa się w komfortowych warunkach. Na burtach canoe kładę przed sobą szeroką deseczkę i czuję się tak, jakbym siedział przy stole. Dwa małe kołeczki w desce, wsuwane w nawiercone uprzednio otworki na burtach, są gwarancją, że mój „stół” nie przesunie się podczas jedzenia ani o milimetr. Czasami ustawiam sobie na tej deseczce nawet mały grill. W zależności od tego, co złowię, raczę się wtedy kolacją z pstrąga, szczupaka lub okonia prosto z wody. Gdy jestem na lądzie, od razu zaczyna mi cieknąć ślinka, gdy tylko sobie przypomnę o tych wszystkich królewskich ucztach, które tak często urządzałem sobie na łonie natury.
Jak sobie radzę, gdy pada deszcz? Po prostu przykrywam kajak brezentem. Rozpościeram go na stelażu z małych pałąków, a moje canoe zaczyna od razu przypominać pływający namiot. W brezencie mam wyciętą szczelinę, żebym w razie potrzeby mógł siedzieć i wiosłować. Cały „tropik” wykonany został na specjalne zamówienie, ściśle do wymiarów kajaka.
Wędkarz musi stanowić ze swoim canoe jedność. Najważniejsza jest stabilność na wodzie. Odradzam kupowanie lekkich modeli, nawet jeżeli okazują się bardzo wygodne w transporcie. Ważne jest również to, żeby canoe nie miało kila pośrodku, ale jeden mały kil z dowolnej strony. Wielkość także jest istotna. Moje canoe ma prawie 5 metrów długości i 1,2 metra szerokości.
Tworzywa i materiały
Canoe z tworzywa sztucznego są lekkie, nie niszczą się, doskonale utrzymują się na wodzie, reagują na każdy ruch wiosłem, a ich cena także jest do zaakceptowania. Jednym słowem: canoe wykonane z tworzywa sztucznego mają same zalety i tylko jedną jedyną wadę. Nie są z drewna. Niestety taka już jest natura ludzka, że to, co naturalnie pierwotne, zawsze jest najpiękniejsze.
Jeżeli jednak ktoś planuje eskapady po dzikich rzekach, radzę zapomnieć o indiańskich pierwowzorach i zdecydować się na canoe z aluminium. Czółno takie nigdy się nie przedziurawi, nie rozeschnie się w miarę upływu czasu, a ze względu na niewielką masę, nie powinno także przysporzyć zbyt wielu problemów podczas przewożenia z miejsca na miejsce.
Ważne: przed kupnem canoe powinno się je wypróbować, czy idealnie spełnia wszystkie stawiane mu wymagania. Poważne firmy nie będą stwarzać z tym większych trudności. Dobrej jakości canoe kosztuje od 2 do 8 tyś. złotych. Jeżeli ktoś nie ma akurat „na zbyciu” takiej sumy, powinien popytać się w klubach wioślarskich lub dać ogłoszenie do czasopisma wędkarskiego. Okazje zdarzają się częściej, niż można się tego spodziewać.
Nad małą rzeką zrobiło się już całkiem ciemno. We wszystkich nadbrzeżnych alejkach zapaliły się latarnie. Nad głową przeleciał mi samolot. Wyciągam kotwicę, a prąd wody natychmiast znosi moje czółno w dół rzeki. Lekko muskając wiosłami powierzchnię wody „zanurzam” się w noc. W żółtym wiadrze stojącym koło moich nóg znajduje się plon wieczornego wędkowania: osiem dorodnych okoni, każdy o masie ponad 0,4 kg.
Zaczynam myśleć o noclegu. Podpływam do wielkiego drzewa rosnącego nad samym brzegiem i „rzucam” cumę.
W takim miejscu nie obawiam się ani wiatru, ani deszczu. Moje canoe także odpocznie. Tylko w ten sposób mogę mu się odwdzięczyć za wspaniały wędkarski dzień.
Przywiązanie wiosła na pętelce i trzymanie za burtą, jest gwarancją, że w canoe będzie zawsze sucho. Poza tym możliwość puszczenia wiosła w dowolnym momencie pozwala natychmiast chwycić za wędkę.
Pętelka na wiosło
Jeżeli canoe jest także sypialnią, to raczej nie wskazane jest, żeby było w nim mokro. Wiadomo, że po odłożeniu do środka wiosła, chociażby przed kotwiczeniem lub łowieniem ryb, zawsze ścieka z niego trochę wody. Autor zapobiega temu w bardzo prosty sposób. Do siedzenia ma przywiązany kawałek sznurka zakończonego pętelką, którą w każdej chwili może zacisnąć na wiośle. Po skończeniu wiosłowania zostawia zawsze wiosło w wodzie i nie musi się martwić, że gdzieś ono odpłynie. Dzięki trójkątnej rękojeści na końcu wiosła, nie ma ono możliwości zsunięcia się z pętelki. Nie przeszkadza też podczas holu ryb, gdyż pływa na powierzchni i nie ma mowy o jakimkolwiek zaczepieniu żyłką.