Spinningowy alians z drapieżnikami

Ale najlepszą nawet pracę niedoświadczony wędkarz może zepsuć poprzez użycie np. zbyt grubej żyłki. Rozumiem obawy niektórych Panów o zaczepy lub stratę drogocennych błystek, ale na jeziorach tak naprawdę, tym bardziej, że z reguły poruszamy się na łódce zahaczenie o coś nie do wyjęcia zdarza się bardzo rzadko. Dlatego też stosowanie żyłek grubszych niż 0,22-0,25 to lekka przesada. Chyba, że właściwym celem połowu będą cętkowane esoxy olbrzymy. To zrozumiem. Dodać należy w tym miejscu o wpływie grubości żyłki na głębokość prowadzenia. Oczywiście im cieńsza tym przynęta zejdzie niżej. Inny szczegół. Kij. I znowu tkwimy w dość powszechnym micie: trafi się na okaz, więc wędzisko musi być mocne. O.K. lecz „niezamocne”.

A właściwym kryterium jest dostosowanie akcji i wagi (ciężaru wyrzutu) do wagi stosowanych przynęt. Jest wielu dżentelmenów, do niedawna zwolenników solidnego sprzętu, którzy po zamianie dorszowej „pały” 220-setki na kij 10-40 gr. przy łowieniu średniej wielkości blachami, skutecznie pozbawili się częstych zejść ryb z haków i nieprzyjemności spędzonych bezrybnie godzin. A jaki komfort łowienia sprawia dynamiczny, wytrzymały i lekki kij wie ten kto taki posiada. W tym samym czasie, gdy na wodach nizinnych trwają szczupakowe „żniwa”, w górskich rzekach krainy pstrąga, lipienia i… głowatki rozpoczyna się wg znanych „specjalistów” najlepszy czas polowań na diametralnie różną biologicznie rybę, a mianowicie na głowacicę lub „głowatkowców” tyle „szkół” jej łowienia. Typowy i żarłoczny drapieżnik potężnych sanowych, dunajcowych i popradowych dołów, plos, czy jak mawiają górale „bań” to ryba niemiłosiernie trudna, z drugiej jednak strony, wychodzona pada łupem wcale niemałej grupy zapaleńców. Jak więc jest z głowatką? Jest do wyjęcia czy też nie? Otóż stwierdzając „na zimno” jest rybą jak najbardziej do złowienia, może nie co dzień, ale powiedzmy w miarę „nieczęsto”. Przyjęło się dość powszechnie myśleć, że jest ona gigantem o potwornej sile, a już samo zobaczenie jej to prawdziwy cud. A jest to myślenie wyolbrzymione. Prawda natomiast jest taka, że zamieszkuje typowe stanowiska dużych ryb, a więc głębokie i długie plosa, łatwe do rozczytania już po pierwszej wyprawie, łatwo jest ją podejść praktycznie z każdej strony, ze względu na typowy charakter kamienistych płaskich brzegów wspomnianych rzek, sam hol nie różni się wcale od holowania innych dynamicznych i silnych ryb. Taktyka, sposoby podawania przynęt nie są czymś wyjątkowym, różniącym się wiele od tych, którymi łowimy inne drapieżniki. Dlaczego więc jest tak. jak jest? Tak wiele wprawnie rozkładanych rąk?

Powód jest prozaiczny i banalny. Otóż, głowatka bardzo rzadko żeruje przez długi okres. To właśnie trafienie nie w dni, nie w godziny, ale często w minuty (dosłownie) w porę jej wyjścia na żer spełnia wyśnione marzenia na poczucie jej pulsującego ciężaru na kiju. Kluczem więc do problemu jest zwykłe wędkarskie szczęście tzw. „fart” oraz „trochę” cierpliwości by na wodzie być niemal codziennie i nieustannie „moczyć” nasze woblery „tam za skałą”. Cóż – przeciwnik nie byle jaki, wymagający poświęcenia. Warto jednak, bo piękno wędkarskiego traperstwa tkwi w tych właśnie chwilach, gdy włożony trud i lata marzeń przybierają konkretny kształt sukcesu w postaci brunatno-pomarańczowego, walcowatego o potężnej paszczy cielska.