Wędkarskie podróże po Mongolii

Największych emocji dostarczało nocne łowienie tajmieni. Mieliśmy już przygotowane sztuczne szczury i myszy. Do łowów nocnych trzeba mieć długie i mocne wędzisko oraz niezwykle mocną linkę.

Najlepsze wyniki łowienia notowaliśmy, kiedy nie było księżyca, były chmury, a najgorsze przy pełni księżyca. Takiego szczura lub mysz – wyrzuca się daleko na rzekę i pozwala spływać na odległość 30-50 metrów. Potem bardzo wolno skraca się linkę, tak, aby płynąca po powierzchni przynęta powodowała z tyłu kilwater. Można czasem usłyszeć uderzenie ogonem o powierzchnię wody ale raczej odczuwa się silne uderzenie i zaczyna się hol. Noc utrudnia pełną kontrolę zapasu linki. Tak było w moim przypadku. Gdy zorientowałem się po półgodzinnym holu, że się linka kończy, zostałem srodze ukarany – w pewnym momencie, po wyczerpaniu zapasu zostałem tylko z pustym kołowrotkiem. To zdarzało się bardzo często, bowiem każdy z nas stracił sztuczną przynętę wraz z całym zapasem linki. Nie udało się nocą złowić tajmienia powyżej 20 kg.

O tym, jaką siłę ma duży tajmień świadczy następujące zdarzenie: Towarzyszącemu nam Mongołowi podarowałem bardzo dużą kanadyjską kotwicę do nocnych połowów tajmieni. Po pół godzinie łowów przyszedł do mnie i pokazał tę kotwicę: jeden grot był oderwany. Okazało się, że holując olbrzymiego tajmienia – zarzucił sobie wędkę „na ramię” i jak najszybciej oddalał się od brzegu. No i po „herbacie”. Grot pękł ale żyłka milimetrowa została. Szczura połknął – tajmień. Często po nocnym łowieniu tajmieni robiliśmy im sekcję. W żołądkach znajdowaliśmy resztki małych kaczek lub stepowych suslików. Mongołowie łowią na różne sposoby: najczęściej na przerobione duże łyżki. Do nocnych łowów na tajmienie używają przepołowionego dużego lenoka. Przyczepiając do niego dwie kotwice, rzucają w nurt rzeki i po 1-2 minutach wyciągają. Podobno duży i chytry tajmień nie może się temu oprzeć.

Nad rzeką Orchon zaciekawił mnie Mongoł, który trzymając w ręku gruby sznur, szedł z nurtem rzeki, obserwując płynącą po wodzie tę część grabi, do której przymocowane są kołeczki. Po ściągnięciu na brzeg tej części „grabi” – okazało się, że w miejscu kołeczków – przyczepione były kawałki żyłek, do których zawiązano haczyki, na których były duże koniki polne. Po kilku minutach takiego łowienia – miał za każdym razem kilka lenoków i dużych lipieni.
Podsumowując – piękna jest przyroda Mongolii. Wędkarzowi nigdy nie zabraknie tu ryb i zawsze spotka się z dużą gościnnością ich mieszkańców.
I przeżyje wspaniałą przygodę, a dla mieszczuchów będzie to niezapomniana szkoła przeżycia pod najbardziej czystym niebem Mongolii.