YUKON TERRITORY – NORTH CANADA

Arctic grayling

Lipień arktyczny Thymallus arcticus, używane nazwy: Amerycan Graylling, Bluefish, Arctic Trout, Sailfin, Tittimeg.

Ten pachnący tymiankiem gentleman nie ma sobie równych. Kolor i barwę zmienia w zależności od wody i charakteru dna. Pochodzi z królewskiej rodziny ryb szlachetnych, ma wspaniałą płetwę grzbietową, a zacięty na haczyku potrafi skutecznie się obronić. Udany hol i wyjęcie lipienia z wody musi ucieszyć oczy nawet najwybredniejszym wędkarzom. Tutaj za kołem podbiegunowym lipieniowy jadłospis składa się głównie z różnego rodzaju muszek, komarów i larw. Nie gardzi też malutkimi żyjątkami wodnymi oraz ikrą innych ryb. Moje pierwsze spotkanie z lipieniem rozpoczęło się o 3 godzinie nad ranem – mimo nocnej pory cały czas świeciło nie zachodzące prawie słońce. Jako przynęty użyłem serka topionego, a metoda stara i prosta: tradycyjna przepływanka ze spławikiem puszczana po gruncie z lekkim przetrzymywaniem zestawu. Dobór miejsca nie stanowił żadnego problemu. Wszędzie tutaj sporo jest zwalonych przez bobry drzew i głębszych dołków. Wybrałem węższy odcinek rzeczki, głębszy z powalonymi do wody brzozami. Przytamowana woda wytworzyła w środku rzeki wir, który wypłukał w dnie półtorametrowej głębokości rowek. Tam właśnie skierowałem moją przynętę. Brania następowały po delikatnym przytrzymaniu zestawu, czyli w momencie gdy przynęta z haczykiem podrywała się z dna. Brania byty częste, prawie przy każdorazowym zarzuceniu wędki. Skuteczność połowu to średnio na pięć zaciętych, jeden lądował na żwirowatym brzegu. Lipień arktyczny bierze przynętę zdecydowanie, ale też i bardzo delikatnie. Kruche wargi gębowe, bystra woda oraz skuteczne ataki samoobronne, przyczyniają się do tego, że większość lipieni odpina się z haczyka. Mój pierwszy lipień mierzył około 40 cm, a mój pierwszy wynik to 9 sztuk „polarnych” lipieni.

Nasze pierwsze śniadanie na kole podbiegunowym składało się z panierowanego lipienia przyrządzonego przez Marka i Igora. Smażone lipieniowe kawałki to naprawdę „niebo w gębie”. Moi koledzy przespali ten pierwszy lipieniowy poranek. Byli zbyt zmęczeni długim prowadzeniem samochodu. Jednak po śniadaniu odrobią zaległości z nawiązką. Zresztą większość złowionych lipieni wróci do wody, bo po prostu z rybami nie mamy co robić, do konsumpcji jest ich za dużo, a magazynować nie ma sensu. Tu wszędzie w wodzie jest świeża ryba. Tymiankowi mieszkańcy Fish Creek po skutecznym wyholowaniu na brzeg
odzyskują więc wolność i wracają z powrotem do swej błękitnoniebieskiej rzeczki.

Następną wędkarską atrakcją koła podbiegunowego był piękny i waleczny pstrąg – Dolly Varden (ang.) Salvelinus matma. Używane nazwy: Dolly Var-den, Buli Char, Samon Rout. Nazwa tej wspaniałej ryby pochodzi z powieści Dickensa, w której opisana jest miss Dolly Varden. Dziewczynka ta była ubrana w zielonkawosrebrną sukieneczkę z różowymi kropeczkami; najprawdopodobniej ktoś złowionego pstrąga porównał z opisem Dickensa i po prostu nazwał go Dolly Varden… Ten rozbójnik północnych wód, potrafi zrobić spustoszenie w miejscach tarłowych łososi zjadając ikrę, a później młody narybek łososi. W pewnych okresach czasu stan Alaska prowadził odłowy w celu zmniejszenia pogłowia tej drapieżnej ryby. Jednak z wędkarskiego punktu widzenia ten drapieżnik to prawdziwa frajda. Walką przypomina pstrąga tęczowego, a raczej jego wędrowną formę o nazwie Stealhead. Tutaj na północy Dolly nie osiąga dużych rozmiarów -najwyżej osiąga masę do 5 kg; większość stanowią sztuki od 1,5 kg do 2,5 kg. Podobnym opisem do Dolly Varden można porównać jego bratanka (Sauelinus alpinus) o nazwie Arctic Char, który występuje też w południowo-zachodniej Alasce, Morzu Beauforta i Oceanie Arktycznym. Ryby tej nie udało się nam złowić podczas pobytu na Alasce. Warto też wspomnieć o wszędobylskim miętusie (Lota lota). Występuje we wszystkich wodach północy, w okresie srogiej zimy jest z powodzeniem łowiony spod lodu.

Koło podbiegunowe żegnamy z satysfakcją. Złowione lipienie, dołki i miętusy to dobry temat do wspomnień i wędkarskich pogawędek. W drodze powrotnej udało nam się zobaczyć z dużej odległości przemierzające pustkowia Arktyki parotysięczne stado reniferów karibu. To znak, że zbliża się arktyczna zima, która jest długa i mroźna, o czym mówi powiedzenie alaskich myśliwych: „Jeśli nie wierzysz w to, że piekło może zamarznąć – to znaczy, że nigdy w zimie nie byłeś w północnej Alasce”.