Teraz możemy zagruntować naszego woblera białą farbą (zdjęcie 10), a później pięknie pomalować. W tym przypadku jest to wariant „młody szczupak” w kolorach żółtym i zielonym (zdjęcie 11). Najpierw pokrywamy korpus woblera żółtymi i zielonymi kropkami, a następnie, gdy lakier prawie już wyschnie, rozmazujemy go pędzelkiem po całej powierzchni woblera.
Z kawałka pleksiglasu wycinamy ster woblera (zdjęcie 12) i wklejamy go na żywicę epoksydową w przygotowane nacięcie (zdjęcie 13). Na koniec naklejamy jeszcze imitację oczu (mogą to być oczy starego pluszowego misia), zakładamy kółeczka łącznikowe i podczepiamy kotwiczki (zdjęcie 14). W tym momencie nasz pierwszy samodzielnie wykonany wobler jest gotowy do użycia (zdjęcie 15). Czy będą na niego brały szczupaki? Oczywiście, że tak! Przecież nie mają innego wyjścia.
Małe cuda
Już po pierwszej próbie okaże się, że samodzielne wykonanie woblera nie jest wcale takie trudne. Mój kolega Leon mówi zawsze, że należy tylko zestrugać to, co nie przypomina woblera, a przynęta od razu stanie się łowna. Oczywiście to tylko taki żart. Szczupaki biorą nawet na „topornie” wykonane woblery, jednak każdy majsterkowicz woli „dopieścić” swoją przynętę, gdyż wtedy odczuwa podwójną satysfakcję ze złowienia ryby. Bezduszna gładkość plastyku lub gumy nigdy nie powinna być wzorem dla samodzielnie wykonywanych przynęt. Woblery produkowane przemysłowo są zawsze takie same, identycznie się poruszają i zawsze mają taką samą kolorystykę. Przynęty te także nie są ideałem wartym naśladowania.
Ręcznie wykonane woblery są inne. Pomimo posługiwania się szablonem, poszczególne egzemplarze zawsze różnią się trochę od siebie i to zarówno pracą w wodzie, jak i kolorystyką. Czasami zdarza się tak, że jakiś wobler jest wyjątkowo łowny, choć nie za bardzo wiadomo dlaczego tak się dzieje. Próbujemy więc go skopiować, jednak sukcesy odnosimy tylko na „oryginał”. Nie wiem, w jaki sposób można to wyjaśnić, ale jedno jest pewne – im więcej „małych cudów” przydarza się w dobie powszechnego stosowania echosond i nowoczesnych żyłek, tym lepiej.
Nabierając wprawy w wykonywaniu woblerów, możemy z czasem pokusić się o wyprodukowanie większej ich ilości. Poza tym, możemy też zacząć eksperymentować z modelami dwu- lub więcej częściowymi, z nowymi kształtami i kolorami. Z czasem, do nawierconych w korpusie otworów, można zacząć wlewać roztopiony ołów, a przez to dowolnie obciążać woblera. W miarę nabierania wprawy udaje się wykonywanie nawet bardzo małych modeli woblerów, które będą perfekcyjnie pracować w wodzie. W USA można bez problemu kupić wszystkie drobiazgi potrzebne do produkcji woblerów, jak chociażby gotowe stery lub specjalne wyprofilowane uszka na kotwiczki. Europejscy majsterkowicze-wędkarze mogą sobie na razie tylko o tym pomarzyć. Miejmy jednak nadzieję, że wkrótce jakaś firma zajmie się importowaniem tych drobnych akcesoriów. Amatorscy producenci woblerów z pewnością.