Old Doc i jego banda

Lot ku przeznaczeniu

Z błyskiem w oczach oraz w dalszym ciągu mrucząc coś pod nosem, z czego młody indianski wobler nie mógł zrozumieć ani jednego słowa, człowiek zaczepił go na agrafce przywiązanej do końca żyłki. Wobler bezradnie zawisł w powietrzu. Panika nie trwała jednak zbyt długo, gdyż radość z bycia wybrańcem losu zwyciężyła. Coca-Kid zaczął upajać się relaksującym lotem w ciepłym letnim powietrzu, lotem ku przeznaczeniu. – A może uda mi się sprowokować jeszcze większego szczupaka i pobić rekord Old Doc’a? – myślał rozemocjonowany Coca. Wkrótce wylądował na powierzchni wody i poczuł jak naprężająca się powoli żyłka wciąga go w głębinę. Zaczął pracować najlepiej jak umiał. Udawał krótkie ucieczki, kolebał się na boki, nurkował głębiej, unosił się ku powierzchni. Tak, miał talent i doskonale o tym wiedział – wcześniej mówiono mu to już wiele razy. Nagle poczuł silne, tępe szarpnięcie! – Ej, nie mogę w to uwierzyć, czyżby już? – zdziwił się wobler. -To śmieszne, że nawet nie zauważyłem zbliżającej się ryby… Szarpnięcia żyłki stawały się coraz silniejsze. Coca wyraźnie czuł, jak żyłka silnie napręża się, uderza go w uszko nad sterem, następnie wiotczeje i znowu się napręża. – Zacięcie, to na pewno musi być zacięcie – przypomniał sobie opowieści Old Doc’a. Po „zacięciu” wędkarz zaczął bardzo statycznie naprężać żyłkę, jednak to coś, co trzymało woblera nie chciało popuścić nawet na centymetr. Podejrzliwie obejrzał się do tyłu i naprężył z całych sił. Niewiele mu to jednak pomogło. Był całkowicie bezradny. Dwa groty tylnej kotwiczki wbiły się bardzo głęboko w ciemny gruby korzeń wystający z dna. – Cholerne zaczepy – usłyszał przeklinającego na brzegu wędkarza. Po długim „przeciąganiu liny” usłyszał głośny strzał i poczuł, że żyłka nagle zwiotczała. Pod wodą dało się słyszeć kolejne przekleństwo z brzegu i nagle uświadomił sobie straszliwą prawdę – do końca życia pozostanie już w tym miejscu. Poczuł jak przechodzą go dreszcze i z trudem powstrzymał zbierające się łzy. – Co sobie o mnie pomyślą moi przyjaciele, a zwłaszcza Old Doc? Zmęczony wisiał w toni wody na sterczącym korzeniu, a blask docierających promieni słonecznych sprawiał, że w chłodnym prądzie wody lśnił się najpiękniejszymi kolorami tęczy. Po pewnym czasie zasnął.