Aktywne łowienie szczupaków na martwą rybę

Konieczna ochrona.

Szczupaki zaspokajają głód w krótkich okresach żerowania. Wędrujący nad brzegiem wody wędkarz, który trafi przypadkowo na ten moment, przeżyje niesamowite wrażenia, często już przy pierwszym rzucie. Celowe łowienie kapitalnych okazów szczupaków koniecznie wymaga jednak dłuższej zasiadki nad wodą. Wędkarz czeka wtedy ze swoją przynętą na tę krótką, wielce obiecującą, chwilę żerowania. W Anglii duże szczupaki są „święte” i po złowieniu wypuszcza się je za każdym razem do wody. W Holandii kręci się z dezaprobatą nosami, gdy mówiąc o szczupakach dostrzega się głównie ich przydatność kulinarną. Dzięki takiemu podejściu, szczupaki mają tam życie zupełnie „bez problemów”. U nas ryby te u wielu cieszą się opinią wyjątkowych szkodników, pożerających wpuszczany narybek, ptactwo wodne i „małe dzieci”… Sądzę, że dawno należałoby to już zmienić, najlepiej na modłę angielską.

Na dużych szczupakach spoczywa całkowita odpowiedzialność za naturalne rozmnażanie się gatunku (dokładniej należałoby powiedzieć – na samicach, gdyż duże osobniki są bez wyjątku rodzaju żeńskiego). Powinny podlegać one ochronie i być wpuszczane z powrotem do wody. Mięso ich też nie jest zbyt smaczne (najlepsze są szczupaki do 3 kg). Jeżeli chodzi o trofeum, to alternatywą dla ładnego, podobającego się wszystkim zdjęcia, jest rozdziawiony i zębaty łeb 10-kilogramowego szczupaka, powieszony nad łóżkiem w sypialni.

Konieczność chronienia dużych szczupaków jest najważniejszym argumentem, przemawiającym za wypuszczeniem ich po złowieniu do wody. Należy to już wziąć pod uwagę przy lądowaniu ryby. Użycie osęki definitywnie przesądza sprawę w jedną stronę. Jeżeli chcemy wypuścić szczupaka, powinno się go wziąć podbierakiem (do tego celu istnieją nawet specjalne podbieraki o miękkiej siatce, importowane z Anglii). Są tacy wędkarze, którzy śmieją się z takiego podejścia do sprawy. Śmieją się dopóty, dopóki nie stracą ryby swojego życia przez zbyt mały podbierak.

Po wyjęciu z wody wskazane jest delikatne odhaczenie ryby. Szczupakowi wkłada się palec wskazujący pod pokrywę skrzelową (od strony brzusznej) i po lekkim uniesieniu łba, otworzy on pysk dobrowolnie. Można teraz łatwo uwolnić go z haka przy użyciu długich chirurgicznych szczypczyków. Głęboko tkwiącą w paszczy kotwiczkę lepiej jest wypchnąć na zewnątrz pod pokrywę skrzelową i przeciąć żyłkę. Czasami zdarza się, że szczupak połknął tak głęboko przynętę, że kotwiczka tkwi mu w przełyku lub nawet na początku worka „żołądkowego”. Nie oznacza to jeszcze całkowitego zagrożenia dla jego życia. „Pike Disgorger” firmy Drennan dotrze nawet tam. Jest to specjalny uwalniacz haczyków, mający także końcówkę umożliwiającą „wepchnięcie” z powrotem worka „żołądkowego”, jeżeli został on trochę wyciągnięty do przełyku ryby podczas odhaczania.

W trudniejszych przypadkach powinno się zmiażdżyć zadziory na kotwiczce. Można to zrobić obcążkami amerykańskiej firmy Berkley lub każdymi kombinerkami o długich ramionach, służącymi do przecinania (zgniecenia) drutu. Odhaczanie ryby będzie o wiele łatwiejsze, jeżeli z samej zasady łowi się na kotwiczki pozbawione zadziorów. W tym momencie wróciliśmy dokładnie na sam początek naszej serii artykułów o dużych szczupakach. Szczupaki zrywają się nie z powodu braku zadziorów na kotwiczce, lecz z powodu złego wbicia jej w pysk lub niewłaściwego holu. Proszę uwierzyć mi na słowo, że tak jest naprawdę.