Mamy dwie możliwości. Najprostsze i najmniej konfliktowe byłoby oczywiście pójście po linii najmniejszego oporu: można by wybrać z katalogów producentów sprzętu wędkarskiego charakterystyki bogatego asortymentu ich „super-zanęt” i dodatków do zanęt w ten sposób potwierdzając wiarygodność ich przerysowanych sloganów reklamowych. Jednak propagowanie czegoś, w co człowiek całkowicie nie wierzy byłoby odstępstwem od własnych zasad, a także nadużyciem zaufania Czytelnika. W rezultacie, wbrew własnemu przeświadczeniu, proponowałby kupowanie „kota w worku”. Dlatego też, starając się poważnie potraktować Czytelnika, zdecydowałem się na drogę bardziej skomplikowaną: wobec niektórych opinii na temat zanęcania ryb pozwolę sobie zająć stanowisko krytyczne czy choćby sceptyczne (mimo ryzyka, że część Czytelników może to potraktować jako herezję).
O tym, że zanęcanie jest uzasadnione, ba, nawet konieczne, by zwiększyć szanse na sukces połowu – dyskutować nie będziemy: zapewne wszyscy mamy takie samo zdanie. Istota zanęcania opiera się na następujących przesłankach:
— stosunkowo duże rozproszenie ryb w środowisku wodnym,
— dobrze rozwinięte i znakomicie funkcjonujące u ryb zmysły powonienia i smaku.
Pierwsza z przesłanek może być zobrazowana na przykładzie karpia. Przypuśćmy, że łowimy w wodzie zarybionej lepiej niż średnio z 200 kilogramowym rybostanem nadających się do połowu karpi (2 kg/sztukę). Teoretycznie – przy założeniu idealnego rozmieszczenia ryb na całej powierzchni 2 ha – powinniśmy przy wędkowaniu szukać jednego karpia na stosunkowo dużej powierzchni 200 m2 i w dużej objętości 300 000—400 000 litrów wody (zakładamy głębokość 1,5-2 m). Jednak na szczęście w rzeczywistości ryby nie zamieszkują żadnego biotopu idealnie równomiernie, lecz wybierają określone stanowiska — zawsze w miejscach najlepiej im odpowiadających. Oczywiście, naszym celem jest wytypować te miejsca i na nich przede wszystkim łowić.
W tym wypadku możemy przewidywać, że w wyniku naturalnej koncentracji ryb powierzchnia przypadająca na 1 karpia zmniejszy się o połowę – do 100 m2 i do objętości 150 000—200 000 litrów. Naszą przynętę w postaci np. 1-2 drobnych ziaren kukurydzy czy kawałka ziemniaka w tych warunkach można porównać do igły, której się szuka w stogu siana. Karp musiałby więc mieć wyjątkowe szczęście (czy raczej – nieszczęście), by w tak rozległym rejonie natrafić na drobinę, która, co więcej, może być ukryta w mule czy wśród roślinności! Ewentualne brania w tej sytuacji są efektem zbiegu okoliczności. Wyeliminować przypadek z wędkowania można tylko przez celowe zanęcanie.
Rozpatrując zasadnicze problemy zanęcania nie można wątpić w znakomite funkcjonowanie u ryb zmysłów powonienia i smaku. Te cechy ryb zostały potwierdzone poważnymi eksperymentami naukowymi. Tutaj jednak należy zadać pytanie szczegółowe: na które zapachy i jakie smaki reagują ryby (i w jaki sposób reagują)? Czy w każdym wypadku musi to być wanilia, mielona ostra papryka czy kwaśny węglan sodu (soda oczyszczona) i dziesiątki innych pospolitych lub egzotycznych substancji zapachowych i smakowych.